chłopcy wrócą z wojny piękni i cali . rozpalimy ognisko otworzymy wino . powitamy ich ciepło chlebem i solą . zakwitną niczym młode małżeństwo . co przy ołtarzu przysięgało Bogu wierność . ludziom podziw przykład braterstwo . zapłonie ogień w sercach . uśmiech nieskończony . póki pokój rozgości się po ziemi
Już źle się czuję po miesiącu. Jestem w nieustannym ruchu" - mówił Boguś w wywiadzie (był rok 2000, Chłopcy nagrali właśnie płytę "Polska"; rozmawiał z nim Dariusz Turecki, w Lublinie). Ze Stanów wrócił z kolorowymi podkoszulkami, koszulami, butami, wszystko pstrokate, papuzie. Biorą na sztandary nasze piosenki
5813 : Maryla Rodowicz & Daniel Olbrychski - Wrócą chłopcy z wojny (wojsko) (patr.) 7958 : Dawid Kwiatkowski - Proste; 1766 : Leonard Cohen - Hallelujah; 108 : Anna Jantar - Przetańczyć całą noc; 5598 : Kalina Jędrusik - Mój pierwszy bal; 5043 : Jan Pietrzak - Taki kraj; 4400 : Jan Pietrzak - Żeby Polska była Polską (patr.)
Maryla Rodowicz Daniel Olbrychski - Wrócą chłopcy z wojny. Grun Grunberger. 1:11. Chłopcy uwięzieni w jaskini odnalezieni żywi po 10 dniach. Best Videos pl. 6:29.
odc. 164. Młodzi mieszkańcy małych miasteczek i wsi poszukują partnerek na całe życie. Są w trudnej sytuacji, bo większość dziewczyn, które znali ze szkół, wyjechały do pracy do większych miast. One już nie wrócą, zostały „miastowe". Chłopcy zostali sami, pracują dorywczo, „bez () Długość odcinka: 22 min.
Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. Informacje Szczegóły Tracklista Kategoria Rock | Pop Autor Ernest Bryll Wykonawca Marek Grechuta, Halina Frąckowiak, Maryla Rodowicz więcej Lista utworów 1. Pieśń Kronika - Marek Grechuta 2. Matulu, Maluteńko - Jerzy Grunwald 3. Daleko Od Swej Dziewczyny - Halina Frąckowiak 4. Poleńko Pole - Stan Borys 5. Ziemio, Nasza Ziemio - Maryla Rodowicz 6. Kołysanka Matki - Andrzej I Eliza 7. Borem, Lasem, Drogą - Jerzy Grunwald 8. Nie Zobaczysz Matko Syna - Halina Frąckowiak 9. Wrócą Chłopcy Z Wojny - Maryla Rodowicz & Daniel Olbrychski 10. Zagrajcie Nam Dzisiaj Wszystkie Srebrne Dzwony - Halina Frąckowiak & Stan Borys 11. Już Idzie Dzień - Stan Borys 12. Co Się Stało Matko Z twoim Synem - Czesław Niemen 13. Jakze Człowiek Jest Piękny - Czesław Niemen Opis Po raz pierwszy na płycie CD zestaw utworów pochodzących z oratorium Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony Katarzyny Gartner i Ernesta Brylla. Wśród wykonawców Marek Grechuta, Halina Frąckowiak, Stan Borys, Maryla Rodowicz, Jerzy Grunwald oraz Andrzej i Eliza. Całość uzupełniają dwa niepublikowane dotychczas nagrania Czesława Niemena pochodzące z tego spektaklu: Co się stało, Matko z moim snem i Jakże człowiek jest piękny. Płyta otwiera nowa serię wydawniczą Polskiego Radia pod wspólnym tytułem: Polskie Radio Przypomina zawierająca archiwalne nagrania. 1. Pieśń Kronika - Marek Grechuta 2. Matulu, Maluteńko - Jerzy Grunwald 3. Daleko Od Swej Dziewczyny - Halina Frąckowiak 4. Poleńko Pole - Stan Borys 5. Ziemio, Nasza Ziemio - Maryla Rodowicz 6. Kołysanka Matki - Andrzej I Eliza 7. Borem, Lasem, Drogą - Jerzy Grunwald 8. Nie Zobaczysz Matko Syna - Halina Frąckowiak 9. Wrócą Chłopcy Z Wojny - Maryla Rodowicz & Daniel Olbrychski 10. Zagrajcie Nam Dzisiaj Wszystkie Srebrne Dzwony - Halina Frąckowiak & Stan Borys 11. Już Idzie Dzień - Stan Borys 12. Co Się Stało Matko Z twoim Synem - Czesław Niemen 13. Jakze Człowiek Jest Piękny - Czesław Niemen Blu-Ray 3D / Blu-Ray / 2CD Marek Grechuta Rock Muzyka CD
"Posłuchaj" "Posłuchaj" Płyta 1 1. Atak 2. Modlitwa obozowa 3. Dziś do ciebie przyjść nie mogę 4. Marsz I Korpusu 5. Marsz II Korpusu 6. Serce w plecaku 7. Rozszumiały się wierzby 8. Dywizjon 303 9. Oka 10. Piechota 11. Jędrusiowa dola 12. Marsz lotników 13. Morze nasze morze 14. I Pancerna 15. Karpacka Brygada 16. Czerwone maki 17. Marsz Mokotowa 18. Warszawskie dzieci 19. Zostały tylko ślady podków 20. Nie zobaczysz matko syna 21. Wrócą chłopcy z wojny 22. Zielone lata 23. Zagrajcie nam wszystkie srebrne dzwony Opis Opis Dla upamiętnienia 60-tej rocznicy zakończenia II wojny światowej Wydawnictwo Muzyczne Caritas Wojskowej zorganizowało nagranie płyty „Wrócą chłopcy z wojny”. Tradycja polskiej pieśni żołnierskiej sięga tysiącletnich dziejów naszego narodu. Niegdyś towarzyszyły one rycerstwu w jego wyprawach, opiewały czyny bohaterskie i sławiły polski oręż. Pieśń żołnierska odegrała znaczącą rolę podczas II wojny światowej. Zagrzewała do boju, wyrażała radość i tryumf, a niekiedy rozpacz i klęskę. Piosenka powstawała w huku dział, dymie pożarów, w bitewnym zgiełku i kolumnie marszowej, na partyzanckim biwaku, a nawet w piwnicach i ziemiankach. Tworzyli ją wybitni poeci i kompozytorzy, a także żołnierze i anonimowi autorzy. Album zawiera utwory śpiewane na froncie wschodnim i zachodnim, w Powstaniu Warszawskim i w przyfrontowych lasach. Są też pieśni i piosenki powstałe wcześniej, które stały się bardzo popularne wśród żołnierzy i partyzantów /„Serce w plecaku”, „Piechota”, „Morze, nasze morze”, Marsz lotników”/. Repertuar uzupełniają utwory powstałe współcześnie /„Zagrajcie nam wszystkie srebrne dzwony”, „Nie zobaczysz matko syna”, „Atak”, „Zielone lata”, „Zostały tylko ślady podków”, Wrócą chłopcy z wojny”/. Pieśni i piosenki wykonuje Reprezentacyjny Zespół Artystyczny Wojska Polskiego z udziałem wybitnego artysty śpiewaka Bernarda Ładysza i innych wykonawców. Wydając album „Wrócą chłopcy z wojny” pragniemy utrwalić pamięć o bohaterach II wojny światowej, którzy odeszli na wieczną wartę oraz oddać należną cześć żyjącym weteranom. Aby pamięć o tamtych dniach była żywą i stale przekazywaną, album skierowany jest przede wszystkim do młodego pokolenia. Adam Buszko Wykonawcy: Reprezentacyjny Zespół Artystyczny Wojska Polskiego Soliści: Elżbieta Czerwińska, Ewa Cabańska, Wojciech Florczak, Bernard Ładysz, Rudolf Poledniok, Józef Sojka, Adam Wojdak. Orkiestra Rozrywkowa – dyrygent Marek Sewen. Dyrygenci chóru: Andrzej Banasiewicz, Lucjan Mazurek Dane szczegółowe Dane szczegółowe ID produktu: 1132528105 Tytuł: Wrócą chłopcy z wojny. II Wojna Światowa w pieśni i w piosence Wykonawca: Zespół Artystyczny Wojska Polskiego Dystrybutor: Universal Music Polska Data premiery: 2016-11-10 Rok nagrania: 2016 Producent: Caritas Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego Nośnik: CD Liczba nośników: 1 Rodzaj opakowania: Jewel Case Wymiary w opakowaniu [mm]: 125 x 10 x 140 Indeks: 20487416 Recenzje Recenzje Empik Music Empik Music
Poznali się w połowie lat 70. On był synem komunistycznego premiera Piotra Jaroszewicza, rajdowcem, playboyem i celebrytą. Mówiono o nim „Czerwony książę” albo „Extra mocny” nie tylko dlatego, że jak sam opowiadał kochał mocno i szybko. Miał koneksje i przywileje, których zresztą nie ukrywał. Lubił dziewczyny, imprezy i drogie samochody. Ona była już wówczas gwiazdą, związaną z Danielem Olbrychskim. Miał trzydziestkę, kiedy był już po dwóch rozwodach, z Basią i Iloną. Kiedy jako młody chłopak zapragnął się ścigać, samochód na rajd - Mercedesa – pożyczył mu premier Józef Cyrankiewicz. Miał go nie zadrasnąć i nie zrobił tego, bo kierowcą był bardzo dobrym. Potem na koszt państwa dostał kosztowną lancię stratost, która w ówczesnej Polsce znana była jedynie z pisma „Motor”. Oto historia romansu Maryli Rodowicz i Andrzeja Jaroszewicza! Urszula i Tomasz Kujawski: „Mamy za sobą wiele zakrętów, ale na szczęście udało nam się pozbierać” Andrzej Jaroszewicz lubił dziewczyny i samochody W rozmowie z Krystyną Pytlakowską w „VIVIE!” opowiadał o swoim życiu i statusie idola: „Podobno nadawałem ton, jak nosiłem baki czy wąsy, to inni je też zapuszczali. Przywiązywałem dużą wagę do stroju, do wyglądu - buty w szpic od Beczki, jeansy od Armaniego, piękny jedwabny garnitur, który uszył mi Bernard Hanaoka. Dłuższe włosy jak Beatlesi (…) Prawie co tydzień chodziliśmy na prywatki. Dzisiaj takich imprez się już się nie robi. Przychodziło po kilkadziesiąt osób i tańczyliśmy, podrywaliśmy dziewczyny. Często zdarzało się, że człowiek przychodził sam, a wychodził z kimś”. Andrzej Jaroszewicz skończył prawo, ale bardziej od paragrafów interesowały go samochody, jeździł na rajdy, pracował w FSO na Żeraniu, gdzie podobno specjalnie dla niego stworzono stanowisko specjalisty ds. rozwoju. Miał gest, potrafił wszystkim gościom postawić wódkę, albo na prywatną zabawę sprowadzić kapelę z warszawskiego hotelu Victoria. Po latach okazało się, że jego życie miało też bardzo ciemne barwy, ale o tym za chwilę. Zobacz też: Urszula Sipińska i Maryla Rodowicz – dwie piękne blondynki, dlaczego nie mogły na siebie patrzeć? Fot. PAP/Chris Niedenthal Maryla Rodowicz i Daniel Olbrychski: ich związek przechodził kryzys Maryla Rodowicz - a właściwie Maria Antonina Rodowicz, bo tak brzmi jej prawdziwe imię – była wtedy w związku z Danielem Olbrychskim, wydawało się, że są dla siebie wymarzoną parą. Oboje byli na szczytach popularności, Maryla Rodowicz miała już na swoim koncie wielkie przeboje z „Małgośką” na czele. Daniel Olbrychski po rolach Azji Tuhajbejowicza i Kmicica był chyba najpopularniejszym polskim aktorem. Olbrychski naprawdę kochał „swoją Mańkę” jak mówił o Maryli. Jeździł z nią na koncerty, nawet nosił za nią gitarę, co przez pewien czas podobało mu się i bawiło go. Oboje wystąpili w muzycznym spektaklu Katarzyny Geartner i Ernesta Brylla „Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony”, zaśpiewali w duecie trochę pompatyczną piosenkę „Wrócą chłopcy z wojny, jak należy”. Olbrychski pomieszkiwał u Rodowicz w jej mieszkaniu na Żoliborzu, chciał się z nią ożenić, ale czekał na rozwód - miał żonę, aktorkę Monikę Dzienisiewicz i kilkuletniego synka Rafała. Dziecko miał mieć też z Marylą, niestety piosenkarka poroniła, co oboje bardzo przeżyli. Ich relacje wydawały się długo idylliczne. „Byliśmy szaleni. Potrafiliśmy przez dwa dni jechać konno, wierzchem z Warszawy do Drohiczyna, rodzinnego miasteczka Daniela. 120 km w jedną stronę! I z powrotem też! Zajęło nam to dwa dni przez pola i lasy, spaliśmy na jakimś sianie, wpadaliśmy do knajp po drodze jak do jakichś salonów na Dzikim Zachodzie, przytraczając konie obok przystanków PKS-u! A to wszystko w przaśnym PRL-u…”, wspominała Maryla Rodowicz. Ale w pewnym momencie na tym związku zaczęły pojawiać się rysy. Jako para żyli w zawieszeniu, czekając na rozwód aktora. Nieustające trasy koncertowe Maryli Rodowicz zaczęły być dla Olbrychskiego po pewnym czasie męczące. Ona z kolei nie mogła bez tego żyć. Kochankowie zaczynają się mijać. Ona coraz rzadziej odbierała od niego telefony, a gdy podchodziła słychać było, że jest w towarzystwie. Albo dzwoniła, że nie przyjedzie, że przedłużono trasę. Daniel Olbrychski chodził coraz częściej sam do popularnej knajpy aktorów w SPATIF-ie, zapijał złość. „Trasy się przedłużały, wieczory w SPATIF-ie zaczeły być nieznośne", wspominał. Maryla Rodowicz szukała potem ukochanego po barach i domach przyjaciół. Wciąż się kochali, ale w tym związku było coraz więcej frustracji i złości. Zobacz też: Maria Czubaszek i Wojciech Karolak przeżyli razem 40 lat. W tym tkwił sekret ich związku Fot. Jan Rozmarynowski / Forum Andrzej Jaroszewicz i Maryla Rodowicz: historia romansu W takim momencie na drodze Maryli Rodowicz pojawia się Andrzej Jaroszewicz. Poznali się przez rajdowca Sobiesława Zasadę, biesiadowali razem, kiedy Zasada przypomniał sobie, że tego wieczoru miał odwiedzić znajomego. Wspomina Maryla Rodowicz: „Pojechaliśmy razem. Duża willa na Mokotowie. Andrzej był sam. Po półgodzinie zaciągnął mnie do sypialni. Byłam dość zaskoczona, że taki kolega szybki. Posadził mnie na łóżku, wcisnął do ręki gitarę i błagał, żebym mu pokazała chwyty bodajże do Diany. Zagrałam, a on zaśpiewał. Był zachwycony” (cytat za Tak wyglądało ich pierwsze spotkanie. Krążyły legendy, że Andrzej Jaroszewicz wynajmował samoloty, zjawiał się w miastach, gdzie koncertowała piosenkarka i zrzucał jej z nieba kwiaty. Albo wypisywał miłosne wyznania na niebie. Ale technicznie byłoby to dosyć trudne, zresztą sam Jaroszewicz zdementował te historie w rozmowie z magazynem „VIVA!”. Prawdą jest jednak, że przynosił piosenkarce kosze kwiatów, czasem kilkaset goździków, czasem różami wysłany był jej pokój hotelowy. „Maryla nie pozostawała obojętna na uporczywość zalotów”, opowiadał Daniel Olbrychski. Wiesław Uchański, wieloletni szef wydawnictwa „Iskry” mówił o Jaroszewiczu: „Nie był specjalnie przystojny, ale wywierał wrażenie na kobietach. Był kimś szczególnym, królewiczem, który może wszystko. I mógł naprawdę bardzo wiele. A kobiety intuicyjnie szukają takich mężczyzn”. Któregoś razu Jaroszewicz poprosił ją by załatwiła wejściówki na swój koncert dla jego gości ze Szwecji. Zrobiła to, umówili się potem na wspólny wieczór. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że kiedy Andrzej wchodził do lokalu, kazał zamykać knajpę. „Wszyscy goście musieli wyjść, a on do rana śpiewał piosenki Elvisa Presleya, z zespołem, bo kiedyś wszędzie do tańca grała "żywa" kapela”, opowiadała. Maryla Rodowicz widziała, że Andrzej Jaroszewicz ją adoruje, zresztą oboje czuli, że „ciągnie ich do siebie”. Piosenkarka raz nawet zaprosiła Jaroszewicza do swojego mieszkania, ale on przyszedł wtedy ze swoją trzecią żoną Ireną (Irena była potem przez 32 lata w szczęśliwym małżeństwie z Karolem Strasburgerem). Rodowicz zrobiła luksusowego w tamtych czasach „Strogonowa”, i przyjęła gości lekko roznegliżowana, w plażowej sukience. Żona Andrzeja Jaroszewicza zjawiła się w... futrze z rysiów syberyjskich. Zobacz też: Rola Leszka z Daleko od szosy go zaszufladkowała? Tak dziś wygląda życie Krzysztofa Stroińskiego Olbrychski i Jaroszewicz: bójka o Marylę Spotykali się w czasie koncertów, wspólnie się bawili. W trakcie jednej z takich zabaw, u Ksawerego Franka ( ojca Katarzyny Frank Niemczyckiej), nagle zadzwonił Daniel Olbrychski domagając się, by Maryla Rodowicz natychmiast wróciła do domu. Ona się postawiła, pytając: „Co znaczy natychmiast?”. Aktor postanowił osobiście odwojować ukochaną. Wtedy też doszło do sceny, która stała się głośna i obrosła wielką legendą. Powtarzano sobie z ust do ust, że Daniel Olbrychski dał po twarzy synowi komunistycznego premiera za obrażenie Jana Pawła II. Zazdrość o Marylę Rodowicz była w tej historii na drugim planie. Czy tak było? W rozmowie z Krystyną Pytlakowską, Andrzej Jaroszewicz opowiadał: „Ja się z nim nie biłem, to on mnie uderzył, gdy spałem u Ksawerego Franka na kanapie. Marylka opierała się o mnie głową i też spała, nawet nie wiedziałem, że spadł jej szlafrok i była nago. Daniel wpadł i walnął mnie w zęby, ale jakoś lekko, a później puścił wredną plotkę o papieżu, która mnie bardzo zabolała. Odszczekał wszystko w „Polityce”, ale do dzisiaj mnie za to nie przeprosił”. Maryla Rodowicz wspomina to krótko: „Furtka na posesję była zamknięta, więc przeskoczył przez parkan. Gdy wszedł do środka, Jaroszewicz dostał w dziób”. Daniel Olbrychski miał dość, poczuł się upokorzony. Ich związek wszedł w fazę rozstania, które nie było łatwe, bo jednak łączyło ich wielkie uczucie. Zakończył się też krótki romans z Andrzejem Jaroszewiczem. „Zjawił się na moim ostatnim koncercie w Pradze, podjeżdżając nowym porsche 924. To był w zasadzie koniec naszej krótkiej dwutygodniowej znajomości. Rzekomo to jego tatuś nalegał na przerwanie romansu, straszony przez żonę Andrzeja, że ta wyjawi jakieś rodzinne tajemnice. Cierpiałam. Byłam zaangażowana w dużo większym stopniu niż Andrzej”, wspominała piosenkarka (cytat za Potem i Agnieszka Osiecka i Jerzy Urban wspominali nieco złośliwie, że Maryla Rodowicz: „Na widok każdego rozebranego mężczyzny zrywała się biedulka, bladła i mówiła drżącym głosem:”. Ciągle tkwił w jej oczach. Innego czerwonego księcia nie będzie Maryla Rodowicz zawsze miała słabość do znanych partnerów, romansowała z fotografikiem Krzysztofem Gierałtowskim, Danielem Olbrychskim, Andrzejem Jaroszewiczem - o jej wiązkach zawsze było głośno. W 1977 roku poznała reżysera Krzysztofa Jasińskiego, wyszła z niego za mąż, urodziła dwoje dzieci Jana i Kasię. W 1986 jej drugim mężem został Andrzej Dużyński, dzisiaj są rozwiedzeni ,mają syna Jędrka. Daniel Olbrychski związał się z Zuzanną Łapicką, a potem z Krystyną Demską-Olbrychską. Andrzej Jaroszewicz po zmianie ustroju w 1989 roku zajął się biznesem. W 1992 roku w okrutny sposób zabity został jego ojciec Piotr Jaroszewicz i jego żona Alicja Solska. To morderstwo jest niewyjaśnione do dzisiaj. Przy okazji sądowych zeznań wyszły na jaw nieznane historie. Okazało się, że Andrzej Jaroszewicz stracił mamę, gdy miał 6 lat. Druga żona ojca Alicja Solska nie znosiła go, wspominał że była dla niego postacią jak z braci Grimm. Mówiła, że „trzeba go zlikwidować”. Ojciec, żeby go chronić wysłał go na wychowanie do swoich znajomych. Jednocześnie bardzo go kochał, miał do niego słabość większą niż do młodszego syna Jana. Andrzej Jaroszewicz miał różne przygody, także uczuciowe, ustatkował się u boku piątej żony, Alicji Grzybowskiej. Maryla Rodowicz wspominała go po latach: „Miał zawsze dużo pieniędzy, czuł od najmłodszych lat władzę ojca, zapewniającą mu swobodę działania. (...) Nie umiał sobie poradzić ani z życiem, ani ze sobą. Otoczony sforą kombinujących klakierów i lizusów, co zresztą lubił, był jaki był”. On sam mówi o sobie: „Byłem czerwonym księciem. Innego nie będzie”. Czytaj także: Tak wygląda dziś życie Urszuli Sipińskiej. Jej obecna profesja nie ma nic wspólnego z muzyką... Korzystałam z książek Maryla Rodowicz „Niech żyje bal", wyd. Dom Wydawniczy Szczepan Szymański, 1992 i Maryla Rodowicz, Maria Szabłowskiej „Maryla. Życie Marii Antoniny", wyd. Burda Publishing Polska, 2014 Fot. PAP/Janusz Uklejewski
Synowie „wroga ludu” założyli z kolegami organizację, która miała walczyć ze stalinowskim ustrojem. Zabili kilku przypadkowych milicjantów, okradli kilka sklepów i skończyli jak zwyczajni bandyci. Przysięgam, że będę walczyć z komunizmem jak Armia Krajowa przez rozbrajanie i zabijanie milicjantów oraz innych wrogich funkcjonariuszy” – mówiąc te słowa, klękali przed krzyżem wiszącym na ścianie. Przybrali pseudonimy: Robert Wałachowski nazwał się „Zośką” na cześć Tadeusza Zawadzkiego, bohatera książki Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”. Jan Wydrzyński został „Wichrem”. Pozostali: Ryszard Kaczmarski, Eugeniusz Szczyciński i Marian Malinowski jeszcze nie mieli pomysłu. Działo się to mroźnego lutowego popołudnia 1952 r. w mieszkaniu tapicera Bronisława Wałachowskiego na warszawskiej Woli. Składający przysięgę mieli po 19 lat. Robert Wałachowski, który został dowódcą ich tajnej organizacji, cieszył się na osiedlu opinią przystojniaka. Do spółki ze starszym o dwa lata bratem Lechem (akurat odbywającym służbę wojskową) miał motocykl SHL, którego zazdrościli mu wszyscy chłopcy na Woli. Bracia Wałachowscy lubili się zabawić. Mówiono o nich bikiniarze i tak wyglądali. W „Trybunie Ludu” bikiniarzy nazywano wrogami klasowymi. Określenie to powtarzało się wielokrotnie pod koniec 1951 r. w prasowych relacjach z procesu przed sądem wojskowym „bandy terrorystyczno-rabunkowej” z Falenicy, którą tworzyło czterech 20-latków. Ci uczniowie ostatniej klasy technikum zostali oskarżeni o to, że podając się za funkcjonariuszy UB, napadali dla rabunku na sklepy i bogatych w ich mniemaniu tzw. bezetów, czyli byłych obszarników. Jako rzekomi członkowie podziemnej Armii Krajowej wydawali w imieniu Londynu wyroki na zagorzałych partyjnych komunistów. Taki los spotkał autorkę marksistowskiego podręcznika historii Janinę Schönbrenner. Za „zbrodnie przeciwko ludowej ojczyźnie, której wyrazem były plany zorganizowania dywersyjnej, antypolskiej bandy mającej w planach skrytobójcze mordy milicjantów, żołnierzy WP i działaczy społecznych” dwaj oskarżeni zostają skazani na karę śmierci – zdecydował warszawski sąd wojskowy (później prezydent Bierut aktem łaski zamienił karę na dożywotnie więzienie). Proces grupy falenickiej był pokazowy, bo tylko w roku 1951 doszło do 2555 różnych akcji zbrojnych przeciwko organom bezpieczeństwa. W komentarzu odredakcyjnym organu KC PZPR pojawiło się ostrzeżenie, iż wszyscy wrogowie Polski zostaną prędzej czy później schwytani i skazani. Pistolet albo śmierć Czy chłopcy z Woli nie czytali „Trybuny Ludu”? Bardzo możliwe. Ojciec braci Wałachowskich nie uznawał władzy ludowej, odkąd zmusiła go domiarami podatkowymi do zamknięcia warsztatu tapicerskiego i zatrudnienia się w spółdzielni pracy. W domu nie krył się ze swoimi poglądami. Ale o tym, że Robert założył tajną organizację, dowiedział się dopiero na miesiąc przed aresztowaniem syna. Wcześniej plany młodszego brata znał Lech, który odbywał służbę wojskową w Dęblinie. 23 marca 1952 r. tuż przed porannym apelem Wałachowski zdezerterował z jednostki ze strachu przed sądem, gdyż po powrocie z przepustki pobił wartownika. Uciekając, zabrał z koszar 40 sztuk amunicji i pistolet z dwoma magazynkami. Potajemnie dotarł do Warszawy i zawiadomił brata, że ma dla niego broń. Ukryli ją w lesie. Wkrótce arsenał powiększył się o granaty i dwa wojskowe bagnety z czasów wojny przyniesione przez Eugeniusza Szczycińskiego z teatru Ateneum. Był tam pomocnikiem w rekwizytorni, w której obok halabard leżała broń z demobilu. Dwa tygodnie po zaprzysiężeniu spiskujący chłopcy z Woli wypatrzyli wieczorem na ulicy Chłodnej plutonowego Tadeusza Trąbińskiego. Patrolował okoliczne sklepy. Mieli z nim na pieńku, bo w jednym z raportów nazwał ich bikiniarzami chuliganami. Robert Wałachowski podszedł blisko do funkcjonariusza i strzelił mu dwukrotnie w plecy. Gdy mężczyzna upadł martwy na chodnik, Szczyciński wyjął z jego kabury pistolet z magazynkiem i uciekli. Trąbiński osierocił dwoje dzieci. Śledztwo prowadził wydział III do walki z bandytyzmem. Nie natrafiono na sprawców. Nie pomógł tajny informator o pseudonimie „Hel” typujący podejrzanych wśród osób, o których było wiadomo, że miały wrogi stosunek do milicjantów i ubeków. Tymczasem bracia Wałachowscy i ich kumple postanowili zrobić użytek ze zdobytej broni. 31 marca zaczaili się na księgową teatru Ateneum, która miała przywieźć z banku pieniądze na wypłaty. Akcja nie udała się z powodu nagłej choroby urzędniczki. Tydzień później jako cel rabunku wybrali sklep z tekstyliami przy ulicy Chłodnej. Weszli tam wieczorem, tuż przed zamknięciem, wyjęli pistolety. Ich łupem padło 6 tys. zł. Poszło tak łatwo, że jeszcze tego samego wieczoru wytypowali do obrabowania inne sklepy w ich dzielnicy. Przedtem jednak musieli się zaopatrzyć w broń, aby wszyscy członkowie grupy mogli wziąć udział w akcji. W tych planach nie powstrzymały ich nagłaśniane w radiu i gazetach informacje o procesie ich rówieśników Zdzisława Kwieka i Jana Gruszczyńskiego przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie, którzy napadli z pistoletami na komis przy ulicy Marszałkowskiej. Broniący towaru sprzedawca został postrzelony. Napastnicy wybiegli na ulicę, gonili ich milicjant i przechodzący tamtędy starszy mężczyzna. Kwiek władował w nich cały magazynek. Oprócz ofiar śmiertelnych byli też zranieni przechodnie. Po dwudniowym procesie sąd skazał 19-letniego Zdzisława Kwieka na karę śmierci, zaś Jana Gruszczyńskiego na 15 lat więzienia. Nazajutrz po ogłoszeniu tego wyroku Lech Wałachowski zaczaił się tuż przed północą na milicjanta mieszkającego w resortowym bloku Ministerstwa Bezpieczeństwa przy ulicy Płockiej. Napastnik znał rozkład dnia tego funkcjonariusza. Gdy ofiara znalazła się w odległości 10 m, strzelił. Milicjantowi udało się uskoczyć za drzewo, kula tylko go drasnęła. Zapamiętał, że bandyta miał włosy zaczesane na mandolinę. Eksperci rozpoznali łuskę pocisku jako pochodzącą z pistoletu milicjanta zabitego na ulicy Chłodnej. Obława na morderców milicjantów stała się priorytetem dla warszawskiej milicji. A chłopcy z Woli nie zaprzestali napadów. Wieczorem 21 kwietnia Lech Wałachowski oraz Marian Malinowski czekali na placu Dzierżyńskiego na znanego im z widzenia milicjanta, oficera dochodzeniowego Komendy St. MO. Wiedzieli, że po służbie będzie szedł z pałacu Mostowskich na przystanek w kierunku placu Komuny Paryskiej. Z autobusu wysiedli razem z milicjantem, szli za nim na skróty przez ciemny park. Tam Wałachowski zaczął strzelać. Trafiony w udo milicjant ukrył się za krzakiem. Sięgnął po broń, ale po jednym strzale zaciął mu się magazynek. Na szczęście dla niego napastnicy o tym nie wiedzieli. Spłoszeni krzykiem przechodniów uciekli. Ale jeszcze tej samej nocy czatowali w alei Niepodległości, w pobliżu bloku Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Gdy z bramy wyszedł starszy sierżant, usłyszał: – Ręce do góry! – Panowie – mężczyzna zwrócił się do Wałachowskiego i Malinowskiego – to chyba jakieś żarty. Gdy sięgał do kabury, dostał strzał w głowę. Napastnicy zabrali dwa pistolety i uciekli. Ofiara przeżyła, gdyż pocisk utknął w szczęce. Nazajutrz, po daremnej próbie ograbienia poczty (dysponujący kluczami kasjer ukrył się w piwnicy), bandyci za namową Szczycińskiego postanowili zdobyć broń w Lublinie. 23 kwietnia wybrali się tam nocnym pociągiem. Od rana chodzili po mieście, rozglądając się za łatwym do rozbrojenia mundurowym. Bez skutku. Wieczorem popili na skwerze przed dworcem kolejowym. Trochę ich zmorzyło. Szczyciński położył się na ławce w poczekalni. Wałachowscy z Malinowskim pozostali na trawie. W tej pozycji zobaczyli dwóch zataczających się mężczyzn. Jeden był w mundurze milicjanta z kaburą przy pasie. W pewnym momencie opadł na ogrodzony płotem chodnik. Cywil nie był w stanie go podnieść. Gdy Robert, grożąc pistoletem, kazał pijanym mężczyznom podnieść ręce, Lech wyciągał broń z kabury funkcjonariusza. Ten, bełkocząc coś o bikiniarzach, chwycił go za krawat. I wtedy Robert strzelił mu w głowę. Ciało funkcjonariusza zostało pod płotem; cywil był tak pijany, że nie reagował. Napastnicy obudzili w poczekalni Szczycińskiego i najbliższym pociągiem wrócili do Warszawy. Nazajutrz sterroryzowali zdobyczną bronią dwóch sprzedawców w odzieżowym sklepie WSS na Woli. Zabrali 1600 zł i dwa garnitury. Gdy jeden z ekspedientów wybiegł za uciekającymi taksówką złodziejami, Robert strzelił do niego. Nie trafił. Kuzyn donosi Wałachowscy czuli, że grunt pali im się pod nogami. Przede wszystkim Lechowi, dezerterowi z wojska. Zdecydowali się na jeszcze jeden skok, ale taki, który by im przyniósł dużo pieniędzy. Z wypchanymi portfelami zamierzali uciec z Warszawy. 6 maja rano, tuż po otwarciu jubilerskiego komisu MHD na Nowym Świecie, we trzech wycelowali pistolety w gotowe do obsługi ekspedientki. – Wszystko z gablot na ladę! – krzyknął Malinowski. Kobiety posłusznie wyjęły biżuterię. Ale gdy napastnicy wychodzili, jedna z nich chwyciła Szczycińskiego za marynarkę. Upadając na chodnik, pociągnęła go za sobą. I wtedy z rozerwanej kieszeni bandyty wysypały się złote obrączki i pierścionki. Szczyciński zrzucił marynarkę i strzelając na oślep, uciekł do kumpli czekających w zaparkowanej taksówce. Odjechali z łupem wartości ok. 225 tys. zł. Przesłuchiwane przez milicję ekspedientki nie były w stanie opisać wyglądu złodziei. Lech Wałachowski pierwszy zauważył kręcących się tajniaków na kolonii robotniczego osiedla przy ulicy Obozowej. Na ścianie korytarza do mieszkania tapicera ktoś wymalował olejną farbą szubienicę, a na niej dyndającego Stalina. Wałachowscy byli przekonani, że to ubecka prowokacja. Lech postanowił wyjechać do Szczecina, a stamtąd statkiem prysnąć za granicę. W drodze na Wybrzeże towarzyszyli mu ojciec i niedawno poślubiona żona. Mieli się zatrzymać u kolegi z wojska starego Wałachowskiego. Ale nie zastali go w domu. Po dwóch dniach oczekiwania postanowili, że ojciec nadal będzie szukać kolegi, natomiast młodzi wrócą do Warszawy. Właśnie stali przy kasie biletowej, gdy nadszedł patrol MO, aby ich wylegitymować. Lech odpowiedział, że zgubił dowód osobisty, więc doprowadzono go do komisariatu SOK-istów. Ledwo zamknęły się za nimi drzwi, Lech wyciągnął broń i zaczął strzelać. Jeden z funkcjonariuszy został ranny w rękę. Pozostali ukryli się pod stołem i stamtąd celowali w strzelającego. Kula roztrzaskała Wałachowskiemu goleń. Mimo to dobiegł do okna, stłukł szybę i wyskoczył. Żonie stojącej w pobliżu rzucił złotą doxę, doczołgał się do taksówki (kierowca na widok wycelowanej w niego lufy pistoletu uciekł), ale nie miał już siły na uruchomienie silnika. Zemdlał. Za chwilę byli przy nim milicjanci. Okazało się, że pistolet, którym posługiwał się aresztowany, należał do milicjanta postrzelonego w alei Niepodległości. W torebce młodej Wałachowskiej znaleziono biżuterię z ograbionego komisu jubilerskiego w Warszawie. Z akt IPN wynika, że doniósł na nich kuzyn ojca Jana Wydrzyńskiego. Od dawna był TW o pseudonimie „Łukasz”. Na polecenie UB wyciągał od krewnego potrzebne Urzędowi Bezpieczeństwa informacje. Stary Wydrzyński, który pracował jako mechanik w bazie remontowej MBP, martwił się, że syn popadł w złe towarzystwo. „Łukasz” poszedł tym tropem. Okazał się wytrawnym szpiclem. Już w jednym z pierwszych meldunków doniósł, że 19-letni Wydrzyński spotyka się z braćmi Wałachowskimi, prawdopodobnie założyli tajną organizację do walki z komunistami. Szukają broni. W kolejnym, że koledzy Jana Wydrzyńskiego zabili na ulicy Chłodnej milicjanta. Donos tajniaka został potraktowany bardzo poważnie. Operacja zlikwidowania grupy bandyckiej otrzymała kryptonim „Morderca”. Milicja nie wiedziała o wyjeździe starszego z Wałachowskich do Szczecina. Wieczorem obserwowano ich blok przy ulicy Obozowej. Gdy funkcjonariusze zobaczyli, że w mieszkaniu zapaliło się światło, wysłali tam tajniaka udającego kontrolera abonamentów radiowych. Na wypadek próby ucieczki któregoś z domowników (lokal znajdował się na parterze) 13 uzbrojonych milicjantów pilnowało drzwi i okien. Gdy skuty kajdankami Robert Wałachowski jechał do pałacu Mostowskich, tam już dotarł telefonogram ze Szczecina o zatrzymaniu jego brata. Jeszcze tej nocy zostali aresztowani Wydrzyński, Malinowski i Szczyciński. Nazajutrz ciężko rannego Lecha dostarczono samolotem do szpitala więziennego na Rakowieckiej i tam amputowano mu nogę. Po operacji został umieszczony w celi, gdzie już czekał na niego tajniak udający chorego. Wałachowski zwierzył się rzekomemu więźniowi, że będzie milczał na przesłuchaniach, wytrzyma każde bicie, aby przeciągać śledztwo, bo spodziewa się, że lada dzień Ameryka wypowie Stalinowi wojnę. A wtedy komuniści zawisną na szubienicy. Eliminacja ze społeczeństwa Przed sądem wojskowym bracia Wałachowscy stanęli w różnych terminach. Lech o cztery miesiące później – prokurator nie chciał, aby oskarżonego wnoszono na salę. W obu przypadkach proces trwał tylko trzy dni. Wałachowscy, Marian Malinowski oraz Eugeniusz Szczyciński zostali skazani na – jak się wyraził sędzia – całkowitą eliminację ze społeczeństwa, czyli na karę śmierci. Wyrok, strzałem w tył głowy, został wykonany 11 lutego 1953 r. Jan Wydrzyński miał wyjątkowe szczęście. Otrzymał dożywocie, ale dzięki amnestiom wyszedł na wolność w 1958 r. Ryszard Kaczmarski zmarł za kratami w czasie odbywania kary. Ciała skazanych zostały prawdopodobnie wrzucone do bezimiennych dołów na Powązkach, w miejscu określanym jako kwatera Ł, tzw. Łączka. Od kilku lat trwa tam ekshumacja prochów zamordowanych w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej. W planach Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa jest budowa w tym tragicznym miejscu narodowego panteonu, na którego ścianach byłyby wyryte nazwiska zamordowanych. Od ubiegłego roku wśród historyków i kombatantów toczy się spór o nazwę panteonu – czy ma być poświęcony Bohaterom Narodowym, jak chciałby Tadeusz Płużański, prezes Fundacji „Łączka”, czy Ofiarom Zbrodni Komunistów, za czym optuje sekretarz Rady Andrzej Kunert. Dodatkowo działaczy organizacji kombatanckich zaniepokoiła umieszczona na stronie internetowej Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa lista nazwisk, które miałyby się znaleźć na frontonie świątyni. Wśród takich bohaterów jak gen. August Emil Fieldorf „Nil” czy rotmistrz Witold Pilecki są też bracia Wałachowscy, kryminalni mordercy. Korzystałam z relacji o procesie braci Wałachowskich pióra red. Jacka Wołowskiego z „Życia Warszawy” (roczniki 1952-1953) oraz z notatek w „Trybunie Ludu” i „Sztandarze Młodych”. Ponadto z publikacji książkowych: „Jesteście naszą wielką szansą. Młodzież na rozstajach komunizmu 1944-1989” pod red. Jacka Kurczewskiego i „Organy bezpieczeństwa PRL 1944–1990” autorstwa Henryka Dominiczaka.
Join others and track this song Scrobble, find and rediscover music with a account Do you know a YouTube video for this track? Add a video Do you know a YouTube video for this track? Add a video About This Artist Maryla Rodowicz 76,692 listeners Related Tags Maryla Rodowicz (born 8 December 1945 in Zielona Góra) is a popular Polish singer. She studied at Liceum Ziemi Kujawskiej (The Kujawy region high school) in Włocławek and graduated from the Akademia Wychowania Fizycznego (The Academy of Physical Education) in Warsaw. In her youth she participated in athletics among other things at Kujawiak Wloclawek. She became famous in 1973 with the song "Małgośka" with lyrics by Agnieszka Osiecka. A year later, during the World Cup Opening Ceremony in Munich, she performed a song "Futbol" (Football). The singer's body of … read more Maryla Rodowicz (born 8 December 1945 in Zielona Góra) is a popular Polish singer. She studied at Liceum Ziemi Kujawskiej (The Kujawy region high school) in Włocławek and graduated from the… read more Maryla Rodowicz (born 8 December 1945 in Zielona Góra) is a popular Polish singer. She studied at Liceum Ziemi Kujawskiej (The Kujawy region high school) in Włocławek and graduated from the Akademia Wychowania Fizycznego (The Academy o… read more View full artist profile Similar Artists Bajm 70,416 listeners View all similar artists
wrócą chłopcy z wojny podkład